Z byłym bankowcem, dziś posłem PiS, członkiem Sejmowej Komisji Finansów Wiesławem Janczykiem, o limanowskiej piramidzie rozmawia Sławomir WronaPiątek, 04 grudnia 2009

Czyja to jest wina, że w Polsce ciągłe możliwe są oszu­stwa finansowe na ogromną skalę, jak to z Limanowej?

Niewątpliwie jest to wina nadzoru finansowego, jaki działa w naszym kraju. Nie ma innego wytłumaczenia. Można też powiedzieć, że panuje w Polsce przyzwolenie na pewien poziom nieuczciwości w obszarze finansów. Niedawno mieliśmy do czynienia z duża aferą dotyczącą opcji. walutowych. Na czym polega to przyzwolenie? Otóż rząd, w tym z przykrością muszę stwierdzić, również Sejm, nie podjął żadnego działania ustawowego, które mogłoby ratować sytuację. Myśmy przygotowali odpowiednią ustawę, która jednak utknęła w zamrażarce u pana marszałka i nigdy nie została uchwalona. W tej chwili nadal pozostaje na etapie prac w komisji, choć można było pomóc przedsiębiorcom, którzy w wielu przypadkach zostali bardzo nieuczciwie potraktowani. A te przypadki, chcę przypomnieć, liczy się w tysiącach przedsiębiorstw a zatem setki tysięcy pracowników też na tym ucierpiało. Firmy traciły płynność
i zaczynało brakować środków na wynagrodzenia, zapłatę zobowiązań handlowych i tak dalej. W tym limanowskim przypadku mamy do czynienia z zakupem przez osoby indywidualne produktów finansowych, takich jak jednostki uczestnictwa w funduszu kapitało-wym, który oferował jakiś produkt, prawdopodobnie konkurencyjny i atrakcyjny, ale nie zachowano się tutaj uczciwie i tym sposobem wiele osób najprawdopodobniej utraciło oszczędności swojego życia.

Pojawia się tu termin pirami­da finansowa. Jak wiemy, w Polsce podejmowano działania, które miały wyeliminować takie praktyki. Czemu okazały się nieskuteczne? Piramidy to nie jest tylko, polski wynalazek. Przypomnę głośną piramidę rosyjską,
w którą wciągnięto dwa miliony osób. Ta piramida powstała w 1989 roku, wtedy firma rozpoczęła działalność i do 1994 roku przyjęła w przeliczeniu półtora miliarda dolarów. Oferowano ludziom tysiąc procent zysku w skali roku. Jak można się domyślić, wszyscy stracili, a właściciel tej piramidy skończył w więzieniu z czteroletnim wyrokiem. Przypomnę też niedawną aferę Lawrenca Madoffa w Stanach Zjednoczonych, który naraził Amerykanów na stratę około pięćdziesięciu miliardów dolarów. Madoff działa przez wiele lat i teraz został skazany na sto pięćdziesiąt lat wiezienia. Stany Zjednoczone pokazały, że ich system prawny zapewnia nieuchronność kary. Od momentu wykrycia tej afery, czyli od grudnia 2008 roku do połowy tego roku proces się zakończył i zapadł wyrok. U nas działanie prawa jest, niestety, zbyt wolne i to przede wszystkim pozwala na to, że wiele osób planuje" nieuczciwe działania - na rynku finansowym. Liczą, po prostu na bezkarność.

Ten amerykański przykład pokazuje jednak, że o ile oszustom nie udaje się uniknąć kary, to jednak w żadnym systemie potencjalnym inwestorom nie udaje się uniknąć straty oszczędności. Tak musi być?
Muszę powiedzieć, że trudno mi do końca bronić klienta. . W takich przypadkach mamy na ogół do czynienia z transakcjami zawie-ranymi bardzo chaotycznie. Lubimy gromadzić pieniądze, lubimy je zarabiać, potrafimy to robić i często robimy to z dużymi wyrze-czeniami. Jednak nie wszyscy maja w Polsce oszczędności. Tak naprawdę więcej niż polowa Polaków nie posiada żadnych nad-wyżek finansowych i nie ma tego problemu z lokowaniem. Jednak w momencie kiedy już trafiamy do grupy osób, które mają nad-płynność finansową, to nie przywiązujemy żadnej wagi do tego, jak te pieniądze deponować. Czasami robimy to w sposób całkowicie nieprzemyślany. Nie można po prostu bronić osób, które idą, i w niepewnych okolicznościach, bez pokwitowania, bez analizy statutu funduszu powierniczego, analizy dokumentów, nawet polecenia przelewu, bez tego wszystkiego decydują się powierzyć komuś swoje środki. Niestety, często pani w kusej spódniczce, z ładnymi nogami wzbudza więcej zaufania, niż zmęczony urzędnik poważnej insty-tucji finansowej, który pracuje tam na etacie i byłby w stanie bardziej bezinteresownie przeprowadzić tę transakcję czy doradzić.

Jak rozumiem, chce Pan powiedzieć, że poszkodowani sami są sobie winni?

Niestety tak. Zachowując podstawowe rygory prowadzenia tego typu transakcji, ludzie ci mogli z łatwością sprawdzać, czy ich pie-niądze są inwestowane w taki sposób, jak ustalono.  O ile mi wiadomo, wszyscy kupowali jednostki uczestnictwa w funduszu powier-niczym. Funduszu, który funkcjonuje nie tylko w Polsce, ale w wielu innych krajach. Bez trudu można wejść na strony tego funduszu w intemecie, sprawdzić bieżącą wycenę jednostek, sprawdzić swoje miejsce w całej tej konstrukcji, upewnić się, ile jednostek jest na naszym rachunku. Można też zażądać u pośrednika wydruku stanu posiadania i sprawdzić, czy on jest na oryginalnym, właściwym. dokumencie. Przepisy są takie, że firma powinna nas regularnie, co najmniej raz w roku informować o stanie naszego posiadania.

Co w ofercie, sposobie działania instytucji finansowych powinno budzić naszą ostrożność?

Przede wszystkim, pewne gwarantowanie stopy zwrotu. To właśnie miało miejsce w tej limanowskiej sytuacji, o której mówimy.
W żadnej inwestycji na rynku kapitałowym, nikt poważny nie gwarantuje stopy zwrotu powyżej inflacji, powyżej oprocentowania bo-nów skarbowych. Każde zapotrzebowanie inwestora na wyższą stopę zwrotu musi być związane z ryzykiem, musi być związane
z sezonowością tak wysokiej stopy rentowności. Druga sprawa warto zawsze sprawdzić przedstawiciela jakiejś instytucji finansowej, czy jak w tym wypadku funduszu, pytając w centrali, czy dana osobami ma akredytację, ma odpowiednie pełnomocnictwa.

Pana zdaniem, doświadczenia, jak to limanowskie, będą lekcją i taki numer już się nie uda?

W tym zakresie edukacja będzie otwarta na nieskończoność. Zawsze będą się zdarzać ludzie, którzy jak w bajce o Pinokiu wabić będą innych obiecując, że jeśli zakopią monety w ziemi, to wyrośnie im więcej nowych.
Źródło: 4.12.2009 r. „Gazeta Krakowska".